Angela Merkel walczy o czwartą kadencję, jako kanclerz w niemieckich wyborach do nowego Bundestagu na kolejną, czteroletnią kadencję. Jej prawdopodobny sukces z całą pewnością pozostaje w zgodzie z interesem Niemiec. Określa się go jako utrzymanie nieformalnej dominacji politycznej w Unii Europejskiej poprzez podtrzymanie istnienia Strefy Euro, z której Niemcy czerpią sowity kapitał ludzki, finansowy i nieograniczone zyski. Takie informacje to więc pozytywny czynnik dla obserwowanych przez nas w tym miesiącu funduszy: Investor Niemcy i Caspar Akcji Europejskich. Wybory parlamentarne w Niemczech odbędą się już 24 września.
Partia Angeli Merkel prawdopodobnie z większością głosów
Wykres 1: Zamiary głosowania Niemców na poszczególne partie w % wg danych Financial Times
Źródło: Financial Times
Średnia ważona z siedmiu ostatnich opinii ankietowych o zamiarze głosowania – sugeruje, że prawicowa Unia Chrześcijańskiej Demokracji Angeli Merkel (CDU) i jej siostrzany odpowiednik z Bawarii, tj. Chrześcijańska Unia Socjalna (CSU), powinny pozostać największymi partiami. Jednak mało prawdopodobnym jest, aby partie te same zdobyły większość w niemieckim nowym parlamencie. Wszystko więc zależy od tego, jak w najbliższych wyborach poradzą sobie inne partie, z którymi te dwie wiodące w sondażach będą chciały utworzyć koalicję.
Jak odbywają się wybory?
Niemiecki system to demokracja reprezentatywna, w której centralną rolę odgrywa parlamentarzysta. Wyborca ma dwa głosy – jeden oddaje na kandydata (głos pierwszy), a kolejny na partię polityczną (głos drugi).
Od 2007 roku w Bundestagu zasiada 598 posłów, mimo że faktyczna ich liczba może być wyższa. Przykładowo odchodzący parlament liczy 631 miejsc. Niemniej zgodnie z teorią połowa czyli 299 miejsc należy do kandydatów, którzy w 299 okręgach wyborczych otrzymali zwykłą większość głosów, czyli zostali wyłonieni w wyborach bezpośrednich. O drugiej połowie – czyli o pozostałych 299 mandatach – decyduje także wyborca, ale głosując na partię, a nie na konkretnego kandydata.
Politycy umieszczani są na listach w poszczególnych landach, a te – z uwzględnieniem wielkości landu – włączane są do listy federalnej, którą otwiera lider partii. Angela Merkel otwiera zatem w tym roku ponownie listę CDU, a Martin Schulz jest „jedynką” na liście SPD. Kandydata na kanclerza wybierają posłowie, a nie wyborcy.
Z dwóch głosów oddawanych przez niemieckiego wyborcę ten drugi, oddawany na listę partyjną, jest ważniejszy. To on decyduje o składzie Bundestagu. Jeśli na przykład partia dostanie 25 procent głosów drugich, to w parlamencie dostaje także 25 procent miejsc. Głosem drugim zatem wyborca ostatecznie decyduje o składzie parlamentu. Jeśli partia wygrała wybory dzięki głosom drugim, to zostają one rozłożone na listy landowe.
Próg wyborczy
W Niemczech do Bundestagu wchodzi tylko to ugrupowanie, które uzyskało poparcie w wysokości co najmniej 5 procent. W najbliższych wyborach ten próg nadal będzie obowiązywał.
Co mówią przedwyborcze sondaże?
Według najnowszego przedwyborczego sondażu agencji Forsa z 2 sierpnia, głosy niemieckich wyborców będą się prezentowały w następujący sposób:
– 40% poparcia dla prawicowej Unii Chrześcijańskiej Demokracji (CDU) i jej siostrzanego odpowiednika z Bawarii, tj. Chrześcijańskiej Unii Socjalnej (CSU),
– 24,5% poparcia dla lewicowych socjaldemokratów (SPD),
– 10% poparcia dla Lewicy (DIE LINKE),
– 9,5% poparcia dla prawicowej, populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD),
– 9% poparcia dla Liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP),
– 7% poparcia dla partii Zielonych (Grüne).
Wszystko idzie po myśli zwolenników UE
Na podstawie ww. sondażu, możemy snuć różne wnioski co do powstania ewentualnych koalicji, zwłaszcza z udziałem CDU/CSU. Jedynym scenariuszem, który może „zepchnąć” Angelę Merkel ze stanowiska kanclerza Niemiec jest natomiast powstanie koalicji Czerwono-Czerwono-Zielonej. Chodzi o lewicowy rząd pod przywództwem Martina Schulza z SPD, wspierany przez Lewicę i partię Zielonych. Taki scenariusz wydaje się jednak mało prawdopodobny, zwłaszcza, że jego założeniem jest brak koalicji ze strony partii Angeli Merkel, a każdy inny wiąże się z sukcesem obecnej kanclerz. Warto przy tym zauważyć, że liderka naszego zachodniego sąsiada, przynajmniej w kwestii przyszłości Unii Europejskiej ma te same poglądy co proeuropejski prezydent Francji – Emmanuel Macron.
Wszystko więc wskazuje na to, że Merkel po razy czwarty zostanie kanclerzem Niemiec. Gospodarka tego kraju, powinna więc korzystać z bycia członkiem UE. Tym samym fundusze takie jak Investor Niemcy oraz Caspar Akcji Europejskich mają kolejny już sygnał do wzrostów.
Z drugiej strony zagrożeniem dla notowań tych funduszy byłby jakiś niespodziewany sukces populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD), która mogłaby zorganizować referendum w sprawie wyjścia Niemiec z Unii Europejskiej.
Patrząc jednak zdroworozsądkowo – taki scenariusz nie ma praktycznie szans bytu. Na co jednak zwraca uwagę rosnące poparcie dla tej partii (a także innych antyunijnych partii w Europie), a co budzi dla inwestorów dreszczyk emocji, to fakt, iż „eurogedonowe” nastroje przybrały nieco na sile w ostatnim czasie. Jak się jednak okazuje, nie są one na tyle duże, aby zburzyć światowy ład gospodarczy, dyktowany w istotnej mierze przez Unię Europejską.