Zniesienie limitu składek ZUS – dramatyczna decyzja dla przyszłości budżetu

Sejm 24 listopada br. przyjął ustawę dotycząca zniesienia górnego limitu składek ZUS, a konkretnie tych na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Zmiany mają wejść w życie od przyszłego roku. Wówczas tego typu składki będą odprowadzane od całości przychodu.
Decyzja rządu to brak zdrowego rozsądku. Te zmiany oznaczają jedynie szybki zastrzyk gotówki dla ZUS, kosztem bardzo dużych obciążeń budżetowych w przyszłości.
Dlaczego wprowadzono kiedyś limity składek?
Wprowadzenie limitu składek to mądra decyzja rządu z przeszłości. Historia sięga 1999 roku. Wówczas na mocy reformy emerytalnej wprowadzono zasadę, że wysokość emerytury jest uzależniona od wcześniejszych zarobków emeryta i obliczana była proporcjonalnie.
Pojawił się jednak problem, co zrobić z osobami, które zarabiają zdecydowanie więcej niż przeciętne wynagrodzenie. Wszak budżet ZUS nie jest na tyle elastyczny, aby zapewnić wypłatę ogromnych emerytur dla stosunkowo niewielkiej ilości osób.
Zdecydowano więc, iż osoby, które najwięcej zarabiają zapłacą składki w maksymalnej wysokości – zamiast według standardowego przelicznika. W ten sposób ZUS uwolnił się od przymusu wypłacania potężnych emerytur dla relatywnie niedużej liczby najbogatszych Polaków.
Budżet zyska ok. 5,4 mld zł rocznie, ale tylko na krótką metę
Teraz rząd zdecydował się jednak na zniesienie górnego limitu składek ZUS, a konkretnie tych na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Celem tej decyzji są tymczasowe korzyści finansowe. Chodzi o pokrycie wypłat świadczeń po obniżeniu wieku emerytalnego i ogólne naprawianie dziurawego budżetu ZUS.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej szacuje, że na skutek zmian w 2018 r. sektor finansów publicznych zyska ok. 5,4 mld zł. To w świetle potrzeb ZUS i tak kropla w morzu. Ale najwyraźniej liczy się każda złotówka.
Jednocześnie na naszych oczach tworzy się duży problem, głównie finansowy, polityków będących rządzić w przyszłości naszym krajem. Zaistniałe zmiany na dłuższą metę negatywnie wpłyną bowiem na sytuację finansową ZUS, a nawet rynek pracy.
Zniesienie limitu składek ZUS szerszym problemem
Ponadto, zwiększenie kwoty składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe miałoby przełożenie na obniżenie podstawy wymiaru składki zdrowotnej oraz podstawy obliczania podatku dochodowego. Finansowanie ochrony zdrowia za pośrednictwem NFZ zostałoby pomniejszone o 270 mln zł.
Roczne wpływy z tytułu PIT spadłyby zaś o 1 mld zł. Z kolei wzrosłyby wpływy z tytułu składek, które są świadczeniem zwrotnym. Z drugiej strony ograniczone zostałyby wpływy podatkowe, których podstawową cechą jest bezzwrotny charakter.
Następstwem tej zmiany będzie jednak przede wszystkim to, że ZUS w przyszłości będzie wypłacał niektórym ubezpieczonym ogromne emerytury. Kwoty ich mogą sięgnąć kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie.
Opisywany pomysł rządu jest tym bardziej niepokojący, że problemy budżetowe i tak będą już stopniowo narastały. Wszystko z powodu niekorzystnych zmian demograficznych. Pisaliśmy o tym szerzej w artykule Wiemy, kiedy upadnie ZUS.
PIS robi to rozmyślnie. Wie, że nie będzie obciążenia budżetu wysokimi emeryturami w przyszłości bowiem rząd już pracuje nad projektem tzw. emerytury obywatelskiej. Emerytura taka wejdzie z konieczności za kilka lat bo budżet przecież nie wytrzyma zwiększających się obciążeń. ZUS robi bokami (demografia i wiek emerytalny). Od najbogatszych wpłynie więc teraz do budżetu ok. 5 mld zł (nie do pogardzenia), a po latach dostaną oni – jak każdy – po 1000 lub 1200 zł (wg dzisiejszej wartości).
Notabene, sojusznicy PIS czyli bonzowie związków zawodowych, już podnieśli larum bo dotknie to ich wysokich apanaży (przecież dla zwykłego członka związku zmiana nie ma znaczenia).
W idealnej sytuacji świadczenie emerytalne powinno pochodzić z 3 źródeł. Minimalne świadczenie gwarantowane przez państwo – emerytura obywatelska. Część współnie wypracowana razem z pracodawcą i nasze prywatne środki np. gromadzone na IKE lub IKZE.
Niestety nie jest to możliwe do osiągnięcia w Polsce w kilka lat. Od wprowadzenia rachunków IKE w 2004 (po zmianach ustawy w 2011 i 2013) niewiele ponad 6% pracujących posiada takie konta. Przed nami daleka droga do poprawy.
Rząd, który stworzyłby taki system w długim terminie przyczyniłby się do poprawy materialnej przyszłych emerytów. Rosnąca świadomość o niskich emeryturach od państwa przyczyniłaby się do wzmożonych działań Polaków w celu prywatnego oszczędzania na emeryturę.
W krótkim terminie dla rządu, który to wprowadzi oznacza samobójstwo polityczne. Wobec tego mała jest szansa na wprowadzenie emerytury obywatelskiej w ciągu kilku lat, choć jest to słuszna droga.